niedziela, 19 stycznia 2020

To, co niewypowiedziane

     

Zawsze się bałam mówić, praktycznie odkąd pamiętam. Jak przez mgłę, niewyraźnie majaczą mi się jeszcze wspomnienia z czasów, kiedy chciałam mówić i mówiłam, ale za każdym razem, gdy byłam sobą, gdy wyrażałam siebie spotykała mnie kara, drwiny, dezaprobata. I od tamtej pory mówiłam coraz mniej, aż w końcu przestałam w ogóle. Przestałam stawać za sobą, przestałam mieć swoje zdanie. Zaczęłam być zawsze miła, zawsze cicha, "bezproblemowa". Egzystowałam tak, by nikogo nie razić, tak jakbym była rozmytym tłem - prawie niezauważalna, idealnie wpasowująca się w to, co dzieje się na scenie, niezdająca sobie sprawy z tego, że na podium mojego życia, powinnam bez wyrzutów odgrywać główną rolę.

W rezultacie przeżywałam życie nie wiedząc nawet kim jestem. Kiedy ktoś pytał mnie o zdanie, nie widziałam, co myślę. Często to była po prostu pustka, nie znałam odpowiedzi. Kiedy trzeba było powiedzieć, co czuję - miałam wrażenie, że słowa ugrzęzły mi w gardle, że nie ma siły, która by sprawiła, iż dam radę powiedzieć, co naprawdę myślę. Prawdziwa ja, skryta gdzieś na dnie całej mojej powierzchowności, siedziała skulona i czekała, aż wreszcie nadejdzie dzień, w którym zwrócę się do wnętrza, odnajdę ją i wyciągnę po nią ręce. Na szczęście taki dzień nadszedł i powoli zaczęłam otwierać się na to, kim tak naprawdę jestem. Pozwoliłam sobie czuć to wszystko, co wcześniej skrzętnie przed sobą ukrywałam.


Teraz uczę się stawać za sobą, wiem, że nie jest to łatwe, to ciągły proces. Uczę się mówić, co myślę, wyznaczać swoje granice, a także szanować granice innych osób. Czasem słowa wciąż utkną mi w gardle, często głos łamie się i płyną łzy, jednak w rezultacie uczucia i myśli zostają uwolnione, wypowiedziane. Zdaję sobie sprawę z tego, iż przezwyciężanie utartych schematów zwykle nie przychodzi łatwo i wymaga systematyczności, a także sporo wewnętrznej pracy. Codziennie przytulam więc dziecko, którym kiedyś byłam, które wciąż jest we mnie i chce, by ktoś je zauważył, dał mu akceptację, której nigdy nie doznało. Kiedyś myślałam, że tę akceptację mają mi zapewnić inni ludzie, dlatego wciąż czułam się niedoceniona i niewystarczająco dobra, dopóki nie zrozumiałam, że tak naprawdę jest tylko jedna dorosła osoba, która w tym momencie może okazać mi pełną, prawdziwą akceptację, taką, która uleczy rany. I jestem to ja.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz