piątek, 9 kwietnia 2021

Moje wyzwanie 2021 - rok bez alkoholu


Ostatnio powróciłam mojego do wpisu o celach na 2021 rok i czytając go uświadomiłam sobie, iż nie poruszyłam w nim jeszcze jednej, ważnej kwestii - nie opowiedziałam o wyzwaniu, które rozpoczęłam z początkiem 2021 roku (w sumie podczas tworzenia tamtego wpisu nie wiedziałam jeszcze, że się tego wyzwania podejmę). Pierwszego stycznia postanowiłam, że nie będę pić (przez ten rok) alkoholu. Pomyślałam, że to dość ważny temat i zasługuje na oddzielny wpis, więc dzisiaj się nim z Wami dzielę.


Moja relacja z alkoholem

czyli o tym, skąd w ogóle pomysł na takie wyzwanie


Moja relacja z alkoholem praktycznie od początku (gdy zaczęłam go pić) była niezdrowa. W czasach studiów dużo imprezowałam (co było naturalne w moim otoczeniu, wszyscy imprezowali), a alkohol piłam w sporych ilościach (bardzo sobie szkodząc, ponieważ codziennie zażywałam też silne leki, ale wtedy w ogóle nie myślałam o konsekwencjach moich działań), zdarzało mi się też sięgać po inne używki. Piłam, bo chciałam się dobrze bawić, ale nie tylko. Alkohol pomagał mi wtedy zapominać o problemach, odstresować się, zmniejszyć fizyczny ból, "odcinać" się od przeszłości, mieć więcej odwagi. Po alkoholu często nie byłam sobą, były chwile, gdy mi "odbijało" (w różnych aspektach), czasem to picie było dla mnie fatalne w skutkach (często skutkowało np. kłótniami), ale wtedy (prawie) wcale nie dostrzegałam w tym winy alkoholu.

Pod koniec studiów, moja częstotliwość wychodzenia na imprezy zaczęła maleć. Zaczęłam też głębiej i częściej przyglądać się sobie, swoim potrzebom i zauważać co ja sama rzeczywiście lubię (okazało się, że tłoczne miejsca i imprezy aż tak mnie nie pociągają i że zwykle wolę spędzać czas inaczej). Mogłoby się więc wydawać, że skoro coraz mniej imprezowałam, to automatycznie przestawałam także pić i moja relacja z alkoholem uległa poprawie. Rzeczywiście, picie alkoholu z kilku dni w tygodniu, zmniejszyło się do jednego, dwóch. Ale czy ta relacja z alkoholem nagle stała się neutralna? Tak tylko mi się wtedy wydawało.

Alkohol piłam maksymalnie dwa razy w tygodniu, w dużo mniejszych ilościach, raczej na spokojniejszych, domowych spotkaniach, w gronie kilku osób. Zaczęłam wybierać przede wszystkim wino (w zamian za wysokoprocentowe alkohole) i bardzo cieszyła mnie ta odmiana (bo czasy takiego totalnego kaca powoli zaczynały odchodzić w zapomnienie). Ustaliłam sobie sama ze sobą zasadę, że nie piję alkoholu w tygodniu i czułam się z tym wtedy w porządku, bo, jak to sobie mówiłam w myślach - "jeśli piję alkohol tylko podczas weekendu, to nie mam żadnego problemu i uzależnienia, prawda? Bo przecież wszyscy piją alkohol na weekendzie, to normalne. Nie upijam się do nieprzytomności, nie mam luk w pamięci po imprezie, nie mam nawet kaca, więc nie ma tu w ogóle problemu, prawda?".

Powoli zaczęłam jednak zdawać sobie (podświadomie) sprawę z tego, że nie mam dobrego podejścia do picia alkoholu, ale nie miałam wtedy w sobie na tyle siły, świadomości i motywacji, żeby rzeczywiście coś zmienić, przyznać się przed sobą (a co dopiero przed innymi) do tego jak sprawa rzeczywiście wygląda, jak ja się z tym czuję, by spróbować nowych nawyków. Na przełomie kilku lat podejmowałam parę prób robienia sobie przerwy od picia alkoholu, np. na miesiąc, dwa, ale bez skutku. Po kilku tygodniach czułam potrzebę, by znów się napić i w końcu znowu to robiłam.

Sama przed sobą tłumaczyłam sobie, że picie alkoholu to taka moja przyjemność i że piję go "dla smaku". Mówiłam sobie, że picie kilku kieliszków wina co tydzień, to przecież nic złego, bo nie piję go codziennie i nie piję przecież dużo, a w ogóle co to jest kilka kieliszków w porównaniu do kilku butelek (sprzed paru lat). Zaczynałam jednak stopniowo dostrzegać, że wiążę udany weekend z piciem alkoholu (i była to moja jedyna wizja udanego wieczoru). Jeśli zdarzyło się tak, że akurat nie mogłam z jakiegoś powodu napić się w piątkowy lub sobotni wieczór, czułam złość i niezadowolenie, czułam, że nie mogę się w pełni zrelaksować bez kieliszka tego przyjemnie schłodzonego napoju w dłoni. Czułam, że bez alkoholu nie potrafię się tak dobrze rozluźnić, fajnie się bawić, nie stresować się. Zauważyłam więc, że skoro ja nie potrafię wyobrazić sobie tygodnia bez alkoholu i skoro próby robienia sobie dłuższych przerw od picia w ogóle mi się nie udają, to chyba nie jest to zdrowa relacja... I te odczucia, te uświadomienia odnośnie moich motywów (picia alkoholu) zaczęły do mnie docierać coraz częściej. Długo nie chciałam tego przyznać, nie chciałam tego wypowiedzieć nawet sama przed sobą, ale w końcu się przełamałam (i to była duża ulga, przyznać to przed sobą, a także przed bliskimi, nieoceniającymi osobami). Powiedziałam do siebie - tak, mam problem z piciem alkoholu i nie mam zdrowej relacji z alkoholem. Poczułam, że jestem gotowa na nowe podejście, że nie chcę tak dłużej, że muszę w tym temacie coś zmienić i że chcę coś zmienić. I w końcu, czując gotowość do zmiany, zdecydowałam się na to wyzwanie. Znalazłam też moje cele, dla których chcę korzystać z tego wyzwania (przede wszystkim są to aspekty zdrowotne).


Rezygnacja z alkoholu 

jako wsparcie dla mojego zdrowia


Jak pewnie wiecie, bardzo lubię czytać książki. Przez lata pochłonęłam także sporo książek odnoszących się do leczenia moich chorób, zawierających propozycje jadłospisów dla osób z takimi problemami zdrowotnymi. Wiedziałam więc, że w każdej z książek, które odnosiły się do moich dolegliwości był rozdział lub zdanie nawiązujące do spożywania alkoholu. Najczęściej można było tam przeczytać o tym, iż powinnam całkowicie z niego zrezygnować lub bardzo mocno ograniczyć.

Tabela z książki "Masz to we Krwi. Choroby autoimmunologiczne. Objawy, wskazówki, diety", Natalia Czekalska, Paulina Ihnatowicz

 Czytałam to wiele razy i przez jakiś czas tak jakby udawałam, że po prostu tego nie widzę. Mówiłam też sobie - "skoro musiałaś zrezygnować już z tak wielu rzeczy (chociażby glutenu, spożywania mięsa, buraków, laktozy), to jeszcze i tego sama się pozbawisz, choć tak bardzo to lubisz?". Później myślałam o tym, by zacząć po prostu spożywać alkohol tylko przy większych okazjach, np. raz w miesiącu, czy rzadziej, ale niestety ciężko było mi wprowadzić te plany w życie.
Zdecydowałam się więc na całkowity reset - rok bez alkoholu, który pomoże mi odmienić mój stosunek do tej substancji. Wiedziałam, że tylko przerwanie tej stałej rutyny (w aspekcie picia alkoholu) pozwoli mi odnaleźć zdrowsze podejście do tej kwestii. Chciałam stworzyć sobie sama taką przerwę, czystą kartę, by móc później właśnie takie zdrowsze, zbalansowane podejście zbudować w sobie na nowo.
Poprawa stanu zdrowia stała się dla mnie w rezultacie najlepszą motywacją w tym wyzwaniu, tym bardziej, że pierwsze, pozytywne efekty widzę już teraz, w kwietniu. Kilka z moich (dokuczliwych dla mnie), objawów chorobowych odeszło w zapomnienie dzięki odstawieniu alkoholu. Jestem zachwycona tymi rezultatami.

Nie piję alkoholu i oszczędzam


Ten rok, jest dla mnie rokiem z oszczędzaniem i rozsądniejszym wydawaniem moich pieniędzy. Dzięki temu, że zdecydowałam się, by nie pić alkoholu, jestem też w stanie więcej zaoszczędzić. Zanim zaczęłam wyzwanie, piłam alkohol co tydzień (były to jakieś dwie butelki wina na tydzień). Czasami kupowałam tańszy (jakieś 20-30 zł za butelkę) alkohol, a czasami trochę droższy (ok. 70 - 90 zł za butelkę), więc przeznaczałam na niego od 40 zł do 180 zł tygodniowo (pomyślcie ile to pieniędzy w skali roku, może dla kogoś innego to niewiele, ale dla mnie ta kwota robi różnicę i mogę ją później przeznaczyć na coś bardziej wartościowego).

Zyskuję czas i wartościowe chwile


Nie pijąc alkoholu oszczędzam nie tylko pieniądze, ale także mój czas (i mogę spożytkować go w bardziej intencjonalny sposób). Swoje weekendowe wieczory spędzam uważniej, bardziej świadomie. Dużo łatwiej znajduję teraz chwilę na wieczorną medytację, czy relaksację (które sprawiają, że czuję się lepiej zarówno psychicznie jak i fizycznie). Skoro nie piję, to następnego poranka mogę korzystać z dnia już od samego rana i nie marnuję go na leczenie kaca. Zauważyłam, że dzięki wyzwaniu, przez te kilka miesięcy udało mi się spędzić sporo wieczorów w dużo bardziej inspirujący, ciekawy sposób, niż to wcześniej bywało (super się bawiłam, więc obaliłam sama przed sobą mit o tym, że tylko z alkoholem mogę się dobrze bawić), a rozmowy prowadzone na trzeźwo były równie ciekawe (a nawet ciekawsze) oraz mocniej zapisały się w mojej pamięci.

Czy łatwo było zacząć wyzwanie?


Jak to mówią, te pierwsze kroki są zwykle najtrudniejsze i jest w tym dużo prawdy. Pierwszy miesiąc z wyzwaniem był dla mnie dość dołujący i irytujący. Z jednej strony czułam, że to jest to, co powinnam była zrobić już dawno temu (i miałam satysfakcję z tego, że wreszcie zdecydowałam się na taki ważny dla mnie krok), a z drugiej miałam sporą ochotę na napicie się alkoholu, byłam zła i wyrzucałam sobie w myślach "po co w ogóle to wymyśliłaś, trzeba było tej sprawy nie ruszać i zostawić tak, jak jest". Te wewnętrzne monologi jeszcze mocniej ukazały mi, że moja relacja z alkoholem nie była zdrowa. Byłam (i nadal jestem) jednak z siebie bardzo dumna, bo mimo tych trudności nie złamałam się (pomogło mi również wsparcie męża) i nie zrezygnowałam z wyzwania, z przełamywania tego nawyku. Kolejne miesiące wyzwania były trochę łatwiejsze, mam wrażenie, że w lutym i marcu przywykłam już do "nowej rzeczywistości". Dodatkowo zaczęliśmy (wraz z mężem, który podjął wyzwanie razem ze mną) w zamian za picie alkoholu decydować się np. na domowe smoothie, co stało się bardzo przyjemnym i zdrowszym nawykiem oraz sposobem na korzystanie oraz cieszenie się z ulubionych kieliszków (by nie stały w szafce nieużywane). Teraz, w kwietniu znowu poczułam chęć powrotu do nawyków sprzed wyzwania. Myślę, że było to związane ze świątecznym czasem i z tym, że zwykle w tym okresie piliśmy trochę więcej alkoholu niż zwykle. Mimo wszystko, do dzisiaj, a więc do 9 kwietnia, udało się wytrwać w postanowieniu, choć nie zawsze było to łatwe.


W poszukiwaniu balansu


Nie chciałabym, by przekaz tego wpisu został odebrany w taki sposób, iż alkohol jest tylko i wyłącznie "zły" i nikt nie powinien go pić, bo nie o to mi tutaj chodzi. Ja opisałam moją własną historię i odczucia - akurat w moim przypadku ta relacja z alkoholem była niezdrowa, ale wierzę, że są również osoby, które mają do niego neutralny stosunek i mogą korzystać z niego w zdrowy sposób (liczę na to, że być może po moim wyzwaniu sama taki stosunek do niego nabędę). Myślę, że każdy podejmuje w tym temacie własne decyzje (ale warto też pamiętać o tym, by nie przymuszać ani nie nakłaniać innych osób do picia, szanować swoje wzajemne decyzje, dawać każdemu wolny wybór) i wszystko jest też dla ludzi. Dobrze jest mieć w tym jednak swój własny balans i podejmować decyzje w zgodzie ze sobą. Umieć odpowiedzieć sobie szczerze na pytania:

 - Jaka jest moja relacja z alkoholem?

- Czy czuję, że jest zdrowa? 

- Jak się czuję, gdy przez określony czas nie piję alkoholu? 

- W jakich sytuacjach piję?

 - Jak długo jestem w stanie wytrzymać bez picia alkoholu? 

- Co alkohol wnosi do mojego życia? Czego jest dzięki niemu w moim życiu mniej/więcej?

 - Czy bawię się dobrze niezależnie od tego, czy się napiję, czy jednak alkohol jest mi niezbędny do dobrej zabawy?

- Jak się czuję, gdy napiję się alkoholu?

- Czy napicie się alkoholu, to aktywność, której wyczekuję (w określonym czasie dnia/tygodnia) najbardziej ze wszystkich innych?

- Czy po napiciu się alkoholu często robię rzeczy, których później żałuję i które sobie wyrzucam?


Ja zadając sobie takie pytania zrozumiałam, że niestety nie podchodzę zdrowo do tej czynności. Zauważyłam, że sposób w jaki piję alkohol jest daleki od balansu - czułam, że ja nie mam nad tym kontroli, że nie potrafię sobie w pewnych sytuacjach powiedzieć "nie". Dlatego moim wyborem w tej sytuacji była roczna przerwa. Myślę, że takie przerwy (w różnych dziedzinach) mogą być dla nas korzystne - potrafią pomóc nam odnaleźć nową perspektywę, szansę na nowy start, z innego miejsca, zdystansować się do tego, co było wcześniej, zrobić miejsce na nowe nawyki. Ja zamierzam moją przerwę dobrze wykorzystać (choć nie wiem jeszcze jak mi pójdzie w kolejnych miesiącach, wiele decyzji jeszcze przede mną), odnaleźć swoje, zdrowsze podejście.

A co będzie po tej przerwie? Czy wrócę do picia alkoholu na innych zasadach, czy może nie będę już piła go wcale? Czy uda mi się odnaleźć w tym swój własny balans, nowe podejście? Przekonamy się w styczniu 2022 roku, po ukończeniu wyzwania 😉, z pewnością podzielę się wtedy (tutaj lub na Instagramie) z Wami moimi nowymi refleksjami, trzymajcie kciuki.

2 komentarze:

  1. Na pewno nie był to łatwy temat do poruszenia na blogu i wymagał nie lada odwagi. Gratuluje i trzymam kciuki za Twoje wyzwanie, obyś wytrwała do końca! :)
    To na pewno dobra decyzja, szczególnie jeśli masz problemy zdrowotne, bo naprawdę jest ono najważniejsze.
    Ja nie muszę takiego wyzwania podejmować, w zasadzie ostatnio mało mam ochotę na alkohol. Nawet prędzej sięgnę po bezalkoholowe piwo niż z. Śmieję się, że to starość bo po 30stce kac potrafi się pojawić po dwóch kieliszkach wina i znosi się go gorzej niż za czasów studenckich. No a że nie lubię tego stanu, to jakoś też nie mam ochoty na większe ilości alkoholu czy częstsze po niego sięganie. Naoglądałam się też niestety w życiu tego jak alkohol potrafi zniszczyć życie, więc może też dlatego. Są alkohole, których za dopłatą bym nie wypiła. Na studiach szaleje chyba zdecydowana większość społeczeństwa, nie mówię, że to dobrze, ale chyba lepiej wyszaleć się wtedy;) Ja nie żałuję, ale powtarzać nie zamierzam:)
    Pozdrawiam i życzę powodzenia! Na pewno dasz radę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za słowa wsparcia 🤍! To prawda, podzielenie się tym tekstem nie było łatwe, planowałam w sumie wstrzymać się z tym postem do przyszłego roku, ale stwierdziłam, że temat jest dość istotny i nie chcę zwlekać😊. Dziękuję, że chciałaś się podzielić również swoimi odczuciami w tym temacie, to dla mnie wspierające, gdy mogę usłyszeć o doświadczeniach innych osób i o tym, że zdrowa relacja z alkoholem jest jak najbardziej możliwa 😊.

      Usuń