środa, 22 kwietnia 2020

Od zakupoholiczki do minimalistki | moja historia


Dzisiaj chciałabym podzielić się z Wami moją osobistą historią, opowiedzieć Wam o tym jakie było moje podejście do posiadania przedmiotów, zanim poznałam minimalizm i co zmienił on w moim życiu. Jeśli jesteście ciekawi, zapraszam do lektury :).

Dzieciństwo


W moim domu zawsze dużo się kupowało i trzymało - jedzenia (lodówka często była zapełniona po brzegi i ciężko było w ogóle z niej coś wyjąć, bez strącania innych rzeczy), ubrań (w moim domu była garderoba zapchana ubraniami; strych, na którym do teraz są wielkie pudła z ubraniami; w każdym pokoju zapełnione po brzegi szafki); dekoracji (sentymentalnych ozdób, pamiątek przywiezionych z wakacji i innych „durnostojek”), książek (przeczytanych raz, albo w ogóle nieprzeczytanych i odłożonych już na całe ich życie na regał, zbierających kurz). Trzymało się wszystko „bo się jeszcze przyda” i dlatego, bo „miło się kojarzy”, albo „szkoda wyrzucić”.
Wychowywałam się więc wśród wielu przedmiotów, które były dosłownie wszędzie, w związku z czym, mi także (do czasu studiów) wydawało się to naturalne.

Czasy szkolne


Cały czas towarzyszył mi nadmiar i nigdy nie używałam wszystkich swoich rzeczy, bo nie byłam nawet w stanie. Miałam swoje ulubione przedmioty, a reszta po prostu była, tak naprawdę utrudniając mi życie (bo np. musiałam je przekładać z miejsca na miejsce). Poprzez dużą ilość rzeczy, ciężko było mi utrzymać porządek (niesamowicie nie lubiłam sprzątania), cieszyć się moją przestrzenią (która poprzez to, że było w niej mnóstwo rzeczy była bardzo chaotyczna i niespójna, niedostosowana do moich prawdziwych potrzeb). Nigdy nie mogłam znaleźć tego, czego akurat szukałam, miałam tak dużo ubrań, że znalezienie jakiegoś zestawu zajmowało mi ponad godzinę dziennie, rzeczy wysypywały mi się na głowę, gdy otwierałam szafkę.
Bardzo mocno też porównywałam się z innymi i podświadomie wiązałam stan posiadania z byciem „fajniejszym” człowiekiem, o sobie samej myślałam dużo gorzej, będąc w towarzystwie osób, które miały np. droższe ubrania.
Chciałam mieć dużo rzeczy, poprzez kupowanie zaspokajając swoją potrzebę bezpieczeństwa.
Patrząc z perspektywy czasu, oczywiście widzę, że po prostu utrudniałam sobie cały czas życie (tym posiadaniem miliona rzeczy i tego, czego nie potrzebuję), ale wtedy w ogóle tego nie dostrzegałam. Myślałam, że to normalne, że tak po prostu ma być, bo nie znałam innego podejścia.

Zakupy


W czasie gimnazjum, liceum, a także na początku studiów, wydawałam ogromne sumy na zakupy totalnych „pierdół” i spędzałam długie godziny w sklepach.
Kupowanie, to było moje „hobby”, mój sposób na spędzanie czasu z koleżankami, sposób na odstresowanie po trudnym dniu, na „docenienie siebie”, poprzez kupienie sobie nowej rzeczy.
Kupowałam, bo wszyscy w moim otoczeniu kupowali, nie zastanawiałam się nad tym głębiej, było to dla mnie „normalne”, jako zachowanie, które obserwowałam odkąd byłam malutkim dzieckiem.
Dzięki kupowaniu nowych rzeczy czułam się doceniona (oczywiście to uczucie znikało po tygodniu od zakupu, więc trzeba było kupić coś nowego), bardziej wartościowa, bardziej bezpieczna.
W tym momencie zdaję sobie sprawę z tego, że zakupy były jednym z moich schematów obronnych - w momencie, gdy musiałam się zmierzyć z trudnymi emocjami, szłam na zakupy, by zagłuszyć to, co działo się w moim wnętrzu. Fajnie też było po prostu „zrelaksować” się z koleżankami po całym dniu i pochodzić po sklepach w poszukiwaniu pięknych rzeczy.
W tym momencie zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo wyczerpujące było dla mnie ciągle chodzenie na zakupy (w końcu właśnie o to często chodzi w schematach obronnych - by robić coś, co zajmie i zmęczy nas na tyle, aby nie myśleć o tym, co chcemy zepchnąć gdzieś w dal naszej głowy) i jak wiele czasu oraz pieniędzy poprzez to straciłam.

Przełom w postrzeganiu rzeczywistości i przedmiotów


W końcu, w czasach, gdy wyjechałam na studia do Krakowa, nastąpił przełom w moim podejściu (nie tylko do kwestii minimalizmu, ale wielu innych tematów). Miało to miejsce w okolicach kolejnej (czwartej) przeprowadzki, kiedy to moje szafy wciąż uginały się pod nadmiarem (wszystkiego, a szczególnie ubrań, akcesoriów, dekoracji leków i kosmetyków), a nadmiar ten trzeba było przetransportować.
Podczas pakowania rzeczy do przeprowadzki, zaczęłam zastanawiać się nad ich ilością. Pamiętam, że otworzyłam szafę, usiadłam na kanapie i "w zawieszeniu" patrzyłam na jej zawartość przez kilka dobrych minut. Część rzeczy miękko wysypało się na podłogę, a ja po raz pierwszy (świadomie) poczułam się przytłoczona ich ilością.
Podczas przeprowadzki okazało się, że wszystkich posiadanych przeze mnie przedmiotów, było mnóstwo, część z nich spakowałam w worki (na śmieci), ponieważ nie zmieściły się w posiadanych przeze mnie pudełkach i torbach. Widok tych rzeczy, spakowanych worki okazał się być dla mnie mocno wymowny. Pamiętam, że worki zajęły całą powierzchnię sypialni w kolejnym mieszkaniu, do którego się przeprowadzałam. Zauważyłam też jak dużo miejsca zajmują moje kosmetyki (były to dwa wielkie pudła, każde mogło zmieścić 15 kg), z których używałam tak naprawdę tylko kilka sztuk. Miałam też mnóstwo książek - każda przeczytana raz i odłożona na półkę. Książki także były uciążliwe podczas przeprowadzki - zajęły mnóstwo miejsca i były bardzo ciężkie.

Wieczorem, już po ukończonej przeprowadzce, usiadłam na łóżku i czułam się mocno zmęczona (choć to nie ja przenosiłam te pudła i worki, ale ja je musiałam rozpakować i znaleźć dla nich miejsce) i trochę podłamana - wreszcie do mnie dotarło, że na własne życzenie ciągle, w każdej kwestii, także w kwestii posiadania przedmiotów, utrudniam sobie życie. Wiedziałam, że chcę to zmienić. Wkrótce zaczęłam więc przeszukiwać internet - chciałam znaleźć inspiracje dotyczące zmniejszenia ilości posiadanych rzeczy. I tak trafiłam na bloga Simplicite, wtedy też po raz pierwszy zetknęłam się z pojęciem minimalizmu. Zainspirowana tekstami z bloga Kasi, zakupiłam książkę, którą przeczytałam z zapartym tchem. Miałam wrażenie, że to teksty o mnie i do mnie. Po raz pierwszy zaczęłam się zastanawiać nad tym, czego nauczyłam się (jeśli chodzi o posiadanie i kupowanie rzeczy) w domu rodzinnym, zaczęłam także kwestionować te schematy. Byłam tak mocno zmotywowana, że już w trakcie lektury zaczęłam stopniowo przeglądać wszystko, co mam i pozbywać się rzeczy. Od tamtego czasu minęło około trzy lata, a ja wciąż pozbywam się niepotrzebnych rzeczy (było ich naprawdę dużo), ten proces wciąż trwa i jest to jak najbardziej naturalne, ponieważ...

Minimalizm nie jest celem, a raczej drogą

Mimo tego, że od kilku lat oczyszczam swoją przestrzeń, wciąż jeszcze pojawiają się kolejne przedmioty, których, okazuje się, że nie potrzebuję. Jest to całkiem naturalne, ponieważ nasze potrzeby cały czas się zmieniają i nawet jeśli dziś potrzebujemy jakiegoś przedmiotu, to za miesiąc możemy już wcale z niego nie korzystać. Staram się więc regularnie przyglądać moim przedmiotom i zastanawiać nad tym, co mi służy, a co nie. Nie szukam też jakiejś "idealnej" liczby przedmiotów, po prostu staram się mieć tyle, ile w danym momencie potrzebuję. Nie staram się też na siłę dostosowywać do jakiś zasad, lubię raczej zasady i idee dostosowywać do siebie i swoich potrzeb, tak, by były dla mnie praktyczne i mi służyły. Minimalizm jest dla mnie wsparciem w dążeniu do moich osobistych celów, a nie celem samym w sobie.
Dzięki minimalizmowi nauczyłam się doceniać to, co mam i cieszyć się tym w pełni. Udało mi się też zmienić mój schemat działania - teraz, zamiast na zakupy wychodzę na spacer do parku lub na herbatkę z przyjaciółką. Nie marnuję już czasu (kiedyś było to też spowodowane tym, że po prostu nie wiedziałam, co jest dla mnie ważne, co lubię) na spacerowanie po galeriach, zdecydowanie wolę przeznaczać swoje środki na to, co ma dla mnie znaczenie - np. czas z bliskimi, rozwój, hobby, czas na łonie natury, podróże.
Minimalizm stosuję także w innych dziedzinach życia (nie tylko w odniesieniu do przedmiotów fizycznych). Staram się poświęcać swój czas na to, co rzeczywiście przynosi mi radość, co wnosi coś dobrego do mojego życia.
Bardzo doceniam fakt, iż mogłam poznać minimalizm i zaczerpnąć z tej idei inspiracje dla siebie oraz w wielu aspektach odmienić swoje życie. Dzięki temu, jestem dzisiaj bardziej spokojna i pogodzona z samą sobą, bo minimalizm zainspirował mnie nie tylko do porządków w moim otoczeniu, ale także do tych jeszcze ważniejszych - w mojej głowie.


2 komentarze:

  1. Cieszę się, że udało Ci się w tym wszechobecnym nadmiarze odnaleźć siebie! :)
    A czy nie miewasz czasem takiego wrażenia, że obecnie zwracasz dużą uwagę na każdy przedmiot, który Cię otacza? Czy nie generuje to zbyt dużej ilości czasu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa :). Szczerze mówiąc, wydaje mi się, że rzeczywiście zwracam uwagę na każdą rzecz, która trafia do mojego otoczenia, ale w sumie wolę przeznaczyć tę chwilę na zastanowienie się nad danym przedmiotem, zanim w ogóle go mam, niż później posiadać coś, czego nie potrzebuję i przeznaczać czas na np. sprzątanie danej rzeczy, której nie będę używać :).

      Usuń