niedziela, 10 stycznia 2021

Rok bez stanika i makijażu


2020 rok był dla wielu osób rokiem dziwnym, z pewnością nietypowym, dla mnie również. Dodatkowo  (jakby tej dziwności było mało😁) w tym właśnie roku postanowiłam zrealizować dwa "nietypowe" wyzwania - chodzić przez rok bez stanika i pół roku bez makijażu. W dzisiejszym wpisie chciałabym podzielić się moimi refleksjami po tych eksperymentach.


Rok bez stanika

O chodzeniu bez stanika myślałam już od kilku lat, a zdecydowałam się na wprowadzenie tych rozmyślań w czyn dopiero w 2020 roku. Co prawda nie była to dla mnie totalna nowość, ponieważ zdarzało mi się już wcześniej nie zakładać stanika np. pod grubsze swetry w zimie lub luźne bluzki latem albo na wakacyjnych wyjazdach, ale nigdy nie miałam takiej dłuższej przerwy i na co dzień jednak zakładałam biustonosze.

Trochę obawiałam się jednak wypróbowania chodzenia bez stanika na co dzień, ze względu na rozmiar moich piersi (70H) - zastanawiałam się, czy będzie to wygodne np. przy szybszym chodzeniu. Mimo różnych obaw zdecydowałam się jednak spróbować, przede wszystkim dlatego, że w stanikach było mi niewygodnie. Mimo, że miałam staniki dobierane przez brafitterkę dokładnie do wymiarów mojego ciała, to i tak (mam bardzo wrażliwą skórę) czułam się w nich jak w jakimś stelażu. Mimo, że stanik był odpowiednio dobrany, nieraz czułam ból w okolicy żeber, gdy chciałam nabrać głębszy oddech, a także bolały mnie barki od ramiączek i potrafił rozboleć mnie kręgosłup (ból ustępował niedługo po zdjęciu stanika).

Oprócz nieprzyjemnych odczuć fizycznych zaczęłam odczuwać też wewnętrzny sprzeciw wobec promowanych przez media przesłań, mówiących o tym, że tylko noszenie stanika jest rzeczą naturalną, wręcz konieczną dla kobiet, sprawiającą, że wygląda się pięknie, kobieco (a bez stanika to już nie), a zakładanie stanika dziewczynkom, gdy tylko zaczynają powiększać im się piersi jest "naturalną koleją rzeczy". Czułam też sprzeciw wobec seksualizowania ciała i wobec podwójnych standardów dotyczących piersi - myśląc o tym, że jedynie męska klatka piersiowa jest w społeczeństwie postrzegana jako "normalna" część ciała (którą można bez problemu pokazywać), a ta kobieca już nie (i jest odbierana przede wszystkim jako obiekt seksualny). Te odczucia spowodowały, że zdecydowałam się na własny eksperyment, by przekonać się sama na sobie, czy lepiej będzie mi z biustonoszem, czy bez.

Jak się czułam bez stanika?

W rezultacie okazało się, że chodzenie bez stanika jest dla mnie... Takie kobiece, bardzo wyzwalające. To były moje pierwsze odczucia. Wolność, naturalność, swoboda, radość - wspaniałe doświadczenie. Ale żeby nie było tak kolorowo, to następnie pojawiały się też inne emocje - np. wstyd i myślenie o tym, co ktoś sobie o tym pomyśli, czy ktoś się będzie "gapił", oceniał, komentował, trochę się tego bałam. Widać, że wpojone we mnie schematy dotyczące ciała, także zaczęły się uaktywniać, jednak starałam się nad nimi pracować i nie zniechęcić się całkowicie do eksperymentu (w rezultacie nie był to jednak rok tak w 100% bez biustonosza, bo założyłam go mimo wszystko podczas tego roku 3 razy, ale poza tymi trzema wyjątkami wytrwałam w postanowieniu).

 Latem okazało się, że brak biustonosza powoduje też pewien problem i dyskomfort jeśli chodzi o pocenie się fragmentu skóry pod piersiami, jednak udało mi się go złagodzić, aplikując w to miejsce dezodorant. Miałam więc mieszane odczucia - z jednej strony nagle pozbyłam się ucisku w okolicy klatki piersiowej, więc czułam się w tym obszarze niezmiernie lekko i przyjemnie, byłam podekscytowana, z drugiej nie było dla mnie komfortowe to pocenie się i dyskomfort w okolicy piersi, w momencie, gdy próbowałam iść szybciej (a przy bieganiu to już w ogóle byłoby bardzo ciężko). Problem dyskomfortu powodowanego zbyt swobodnym poruszaniem się piersi na różne strony znikał w chłodniejszych miesiącach - w momencie zakładania dopasowanego do ciała podkoszulka pod sweter, piersi były automatycznie bardziej przytrzymywane w jednym miejscu przez podkoszulek i było to dla mnie bardzo komfortowe. Co ciekawe okazało się, że ćwiczenie jogi bez stanika jest dla mnie dużo wygodniejsze (mimo wszystko piersi są przytrzymywane przez dopasowaną do ciała koszulkę, co ułatwia sprawę) niż ze stanikiem sportowym, co pozytywnie mnie zaskoczyło i uprzyjemniło codzienną praktykę. 2020 rok trochę ułatwił mi też całe wyzwanie, ponieważ siedząc większość czasu w domu, nie czułam aż takiej potrzeby, by ubierać biustonosz.

Ogólnie moje wrażenia po roku bez stanika są pozytywne - poczułam się dzięki temu bliżej siebie, swojego ciała i jego potrzeb. Poczułam, że nic nie muszę, a ewentualnie mogę chcieć.

Zakończyłam eksperyment i co dalej?

Szczerze przyznam, że w 2021 roku nie zamierzam wracać do noszenia "typowych" staników usztywnianych na co dzień, ale nie zamierzam też nie nosić stanika w ogóle, ponieważ nie w każdych okolicznościach jest to dla mnie wygodne.

W domu nie noszę stanika wcale i tak już pozostanie. Z kolei jeśli chodzi o noszenie biustonosza poza domem, to myślę, że w ciepłych miesiącach będę go na co dzień zakładać, ale wybiorę ten miękki, bez żadnych usztywnień i fiszbin. Zostawiłam sobie też w szafie jeden biustonosz z troszkę bardziej usztywnioną miseczką i będę go zakładać, ale rzadko - na jakieś większe okazje (uroczystości, wesela, rozmowa o pracę itd.), albo gdy po prostu będę miała taką ochotę. Z kolei zimą będę chodzić bez stanika, ponieważ w chłodnych miesiącach wystarczy mi po prostu dopasowany podkoszulek pod swetrem.

W rezultacie jestem bardzo zadowolona z tego, że zdecydowałam się na ten eksperyment, ponieważ mogłam wyciągnąć własne wnioski oraz sama na sobie się przekonać, czego potrzebuję, jakie są moje własne potrzeby jeśli chodzi o zakładanie stanika i co będzie dla mnie najwygodniejszą opcją. Cieszę się, że teraz mogę korzystać z tego przedmiotu w zgodzie ze sobą i po swojemu.


Pół roku bez makijażu

Moja przygoda związana z produktami do makijażu była dość zmienna. W latach gimnazjalnych w ogóle się nie malowałam, co wynikało z tego, że moja mama nigdy nie używała makijażu i w domu nie było nawet takich produktów. Teraz uważam, że to całkiem fajne, że nie wsmarowywałam wtedy w swoją skórę tych różnych, kolorowych produktów, niekoniecznie z dobrym składem. Jednak nastoletnia ja miała z tego powodu kompleksy - patrząc na szkolne koleżanki, które posiadały spore kosmetyczki pełne nieznanych mi produktów w lśniących opakowaniach, czułam się gorsza i chciałam po prostu być jak one oraz nie wyróżniać się z tłumu. W końcu, gdy w czasach licealnych mogłam sobie pozwolić na wydawanie pieniędzy na kosmetyki, zaczęłam robić to dość nieobliczalnie i rozrzutnie. Kupowałam wszystkie kosmetyczne nowości i zaczęłam nakładać na twarz więcej makijażu (co niekoniecznie wyglądało dobrze, biorąc pod uwagę moją totalną nieznajomość technik malowania się), próbowałam w ten sposób ukrywać swoje kompleksy, dowartościować się i poczuć lepiej oraz bardziej "modnie". W czasie studiów wciąż się malowałam, czasem mniej, czasem więcej (stopniowo zaczynałam jednak nabywać wiedzy odnośnie naturalnej pielęgnacji i minimalizmu więc tych kosmetyków zaczynało być w moim posiadaniu trochę mniej i były lepszej jakości) i tak pozostało aż do 2020 roku. W 2020 roku postanowiłam rozpocząć pracę nad akceptacją siebie taką, jaką jestem, także w odniesieniu do wyglądu zewnętrznego. Chciałam też zobaczyć, jak będę czuła się bez makijażu i czy jest on mi naprawdę niezbędny na co dzień, czy po prostu robię to, bo "tak wypada"?

Jak się czułam podczas półrocznej przerwy od makijażu?

Czułam się świetnie! Brak konieczności malowania się tak dobrze zadziałał na mnie, na moją psychikę, na moje poczucie własnej wartości... Naprawdę nie przesadzam mówiąc, że to było dla mnie przełomowe doświadczenie. Pamiętam jeszcze czasy, gdy wstydziłam się otworzyć drzwi kurierowi będąc bez makijażu (tak było naprawdę, jeszcze kilka lat temu) i z ulgą myślę o tym, jaką wolność teraz sama sobie sprezentowałam.

Bez makijażu czuję się po prostu sobą, moja skóra oddycha, doceniam bardziej moje naturalne piękno, ciało, skórę, taką jaką jest, po prostu. Widzę, że taką jaką jestem, też jestem wystarczająco dobra. Nie muszę mieć na sobie kosmetyków, by spojrzeć w lustro z uśmiechem, by poczuć się kobieco, pięknie, wartościowo, przebojowo. Odkryłam, że naprawdę podoba mi się taka naturalność, ale też możliwość wyboru. Miałam też dużą ochotę pomalować się kilka razy w trakcie trwania wyzwania (była to ochota, która przychodziła do mnie w niektóre dni sama z siebie + pomalowałam się także na swój ślub) i postanowiłam sobie na to pozwolić (w sumie było to jakieś 7 dni z lekkim makijażem), ale w pozostałe dni wcale nie miałam takiej potrzeby i tego nie robiłam.

Podczas trwania eksperymentu zauważyłam poprawę stanu mojej cery - koloryt stawał się bardziej wyrównany, pojawiało się dużo mniej niedoskonałości, więc byłam bardzo zadowolona także z tego aspektu.

Widząc się codziennie w lustrze bez makijażu, po prostu patrząc na moją własną "nieprzerobioną" twarz, zaczęłam przyzwyczajać się do tego jak wygląda. W końcu po kilku miesiącach moja twarz bez makijażu zaczęła wyglądać dla mnie "normalnie" (wcześniej za mój "normalny" wygląd postrzegałam swoją pomalowaną wersję) i nie czuję już takiego wewnętrznego przymusu, że może warto byłoby się pomalować, by "wyglądać bardziej jak ja".

Zakończyłam eksperyment i co dalej?

Bardzo podoba mi się naturalność i brak konieczności malowania się na co dzień. Tak więc zamierzam dalej robić. Na co dzień nie będę się malować, ale będę sobie pozwalać na lekki makijaż, w dni gdy będę miała na to ochotę. Pozostawiłam sobie w tym celu cztery produkty do makijażu (wspominałam o nich w tym filmiku). Bardzo doceniam też ten efekt eksperymentu, dzięki któremu, poprzez rezygnację z makijażu, zyskałam więcej czasu o poranku np. na medytację, czy uważne wypicie herbaty. Dzięki efektom eksperymentu udaje mi się także sporo oszczędzić, ponieważ cztery kosmetyki do makijażu (używane dodatkowo od czasu do czasu, a nie na co dzień), w porównaniu do ilości rzeczy, które kiedyś używałam, to naprawdę maluteńka liczba. Najbardziej doceniam jednak zmianę mojego podejścia do postrzegania mojej twarzy. Kiedyś ciągle wydawała mi się niewystarczająco dobra, patrząc w lustro myślałam sobie "można by było tu poprawić to i to". Po moim półrocznym eksperymencie patrzę na siebie w lustrze bardziej łaskawym okiem i znajduję dużo więcej akceptacji dla takiej siebie, jaką jestem.

__________

Na koniec chciałabym jeszcze podkreślić, iż opisuję tutaj moje własne odczucia i doświadczenia. Pisząc ten post nie miałam na myśli oceniania (wyborów innych), czy twierdzenia, że chodzenie bez makijażu jest lepsze niż malowanie się na co dzień - ponieważ uważam, że jest to wybór każdej z nas z osobna. Stworzyłam ten post, aby posumować sobie moje wyzwania, zebrać wnioski w jednym miejscu i przy okazji zachęcić Was do własnych refleksji, do zastanowienia się nad tym, co dla Was jest dobre, wspierające, do zadania sobie pytania - czy ja chcę się malować, nosić stanik? Dlaczego to robię? Czy wynika to z mojej wewnętrznej potrzeby, czy raczej z tego, że tak się "powinno"? Jakie są moje sposoby na odczuwanie i wyrażanie swojej kobiecości? Czym jest dla mnie kobiecość?

Uważam, że każdy powinien podjąć taki wybór sam, zgodnie ze swoimi potrzebami i sytuacją. Znajdźmy czas na postawienie sobie tych pytań i wsłuchajmy się we własne odpowiedzi, pamiętając, że nie ma lepszego i gorszego podejścia w tych aspektach, są to po prostu osobiste wybory i każdy może decydować inaczej. Jeśli uwielbiasz się malować, sprawia Ci to przyjemność - rób to i ciesz się w pełni tą czynnością. Jeśli nakładanie makijażu Cię męczy, irytuje, czujesz, że marnujesz poprzez to czas lub jest dla Ciebie przykrą koniecznością - pomyśl o tym, czy nie byłoby Ci łatwiej bez niego. Jeśli noszenie biustonosza ułatwia Ci codzienne funkcjonowanie, jeśli to lubisz, czujesz się w ten sposób pewniej, wygodniej - zakładaj go, a jeśli nie chcesz go nosić - nie rób tego. Działaj w zgodzie ze sobą i kwestionuj przesłania (typu - "tylko, gdy nosisz stanik jesteś piękna i kobieca") przekazywane nam przez media lub społeczeństwo. Masz wolny wybór, to Twoje ciało, Twoje życie i Twoja decyzja, pamiętaj o tym💗.



7 komentarzy:

  1. Fajnie, że zmieniłaś podejście do samej siebie bo to jest najważniejsze! Będąc na pracy zdalnej też zrezygnowałam z makijażu i dobrze mi było z tym choć nie ukrywam, że od czasu do czasu miło mi było też ponosić makijaz ale to już jakiś mega delikanty :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wyobrażam sobie życia bez stanika, mam małe piersi ale gdy noszę stanik to czuję jakbym go nie nosiła. Makijaż, noszę i nie przestanę bo uwielbiam się malować,ale moja liczba kolorówki również zmalała do mojego minimum po zostaniu minimalistka. Nie mam ochoty z tego rezygnować ale jeśli Tobie odpowiada to czemu nie. Pozdrawiam serdecznie ♥️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i piękne jest to, że każdy może robić to, na co ma ochotę:P

      Usuń
  3. Ja nie zrezygnuję ze stanika głównie z komfortu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja nie mogę chodzić bez stanika, choć mam czasami ochotę wypuścić biust "na wolność". :D Również mam większe piersi (75F) i pozwoliłam sobie kiedyś na 4 miesiące bez noszenia stanika na co dzień i niestety nie dość, że (.)(.) mnie bardzo często wtedy bolały, gdy nie były podtrzymywane w żaden sposób, to jeszcze zjechały w dół.. Ile ja się naćwiczyłam, żeby przywrócić im jędrności i żeby je "podnieść" do wcześniejszego stanu. No, ale psychicznie też się źle czułam z tym, że nie mam na sobie biustonosza i piersi mi skaczą podczas chodzenia, biegać się nie da, bo za mocno skaczą, sutki odznaczają się pod każdą cieńszą bluzką, a latem - o zgrozo - piersi się tak pocą, że plamy pod nimi na bluzkach, to była norma.. Ogólnie od jakiegoś czasu mam biustonosze dobrane przez brafitterkę i dzięki temu noszenie staników jest dla mnie bardzo komfortowe i w żaden sposób mi nie przeszkadza to, że je mam na sobie - nawet wtedy, gdy siedzę w domu cały dzień.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja również bardzo często nie noszę stanika. Po prostu jest to dla mnie o wiele wygodniejsze. Póki piersi jędrne – wszystko OK. Nawet w lecie, przy cienkich, opiętych koszulkach jest OK, ale na starość – cóż, by czuć się lepiej ze sobą – nie wyobrażam sobie siebie bez stanika.

    OdpowiedzUsuń