środa, 12 lipca 2017

Kosmetyczne podsumowanie czerwca i lipcowe nowości



















Chciałabym dzisiaj (nareszcie mając trochę więcej wolnego czasu) podzielić się z Wami moimi kosmetycznymi odkryciami ostatnich miesięcy. Lipiec jest do tej pory miesiącem, w którym używam najmniejszą ilość kosmetyków i dostrzegam sporą poprawę stanu mojej skóry, ale o tym za chwilkę. Kosmetyczną listę pozwolę sobie podzielić na kategorie, aby łatwiej Wam było zorientować się w tym gąszczu informacji :).


Kosmetyczne niewypały 


1. Mydła do rąk Yope - bardzo mi przykro Wam to tutaj pisać, ale niestety moja przygoda z mydełkami Yope dobiegła końca. Dokładnie wczoraj ostatni raz próbowałam się przemóc i umyć ręce mydłem figowym, ale niestety efekt cały czas jest podobny - mydło wysusza mi dłonie, po kilku minutach zaczynają swędzieć i z pewnością nie są nawilżone. Także jak dla mnie totalnie nieudany zakup, chociaż znam wiele osób, u których podobne objawy w ogóle nie występują. Jeśli Wasza skóra jest wrażliwa i często macie uczulenia, radziłabym wstrzymać się z zakupem.

2. Body Lotion  od Sante - nie nawilża, nie odżywia, jednym słowem nie działa, jedynie ładnie i naturalnie pachnie. Pozostawia nieprzyjemny biały osad na skórze, którego można się pozbyć jedynie pod prysznicem.

3. Masło do ciała Cosnature - działa dobrze jedynie na wybrane partie ciała (dłonie, stopy, łokcie), tam gdzie łatwo go rozsmarować, czy raczej wsmarować. Zastosowane na większe partie ciała, również zadziała, ale z mniejszą intensywnością i pozostawi biały osad, który nie chce się wchłaniać. 

Kosmetyczne odkrycia - zdecydowanie na tak


1. Balsamy z mydlarni u Franciszka - teraz stosuję balsam grecki i powiem Wam, że tylko gdy kończy mi się jedno opakowanie, zaraz idę po kolejne. Jest to zdecydowanie kosmetyk, który pokochałam i używam regularnie od kilku lat. Najlepiej stosować balsam na noc, ponieważ ma on dość tłustą konsystencję i troszkę czasu to zajmuje zanim całkowicie się wchłonie, ale warto poczekać. Efekty widzę już po kilku zastosowaniach kosmetyku - działa nawet na najbardziej suchą skórę (polecam również na suchą skórę pięt).

2. Rękawica kessa - ciekawe akcesorium do masażu w przystępnej cenie. Różni się od innych akcesoriów tym, że masaż jest na prawdę delikatny. Rękawica ma ziarnistą strukturę, a masaż połączony z peelingiem jest niesamowicie przyjemny, dotlenia i ujędrnia naszą skórę. Jedyny minus jaki zauważyłam to fakt, że rękawica troszkę się kurczy pod wpływem wody i farbuje, jednak wystarczy pamiętać o rozciągnięciu jej przed wysuszeniem i problem znika. Rękawica idealnie nadaje się do masażu z wykorzystaniem czarnego mydła.

3. Savon noir - czyli czarne mydło z Maroka. Stało się ono kolejnym z moich ulubionych kosmetyków, ponieważ ma ono 2 zastosowania - do ciała oraz do twarzy. Masaż mydłem jest bardzo przyjemny (zarówno na twarzy jak i na ciele), twarz masujemy palcami, a masaż ciała wykonujemy przy użyciu rękawicy kessa. Mydło ma typowy, powiedziałabym lekko orzechowy zapach i swoistą "ciągnącą się" konsystencję. Bardzo dobrze oczyszcza twarz i równocześnie jest bardzo delikatne (taka cecha kosmetyku jest bardzo rzadko spotykana), więc idealnie sprawdza się na mojej wrażliwej, skłonnej do podrażnień cerze.

4. Glinka Rhassoul - powiem Wam, że ta glinka naprawdę czyni cuda - nałożona w formie maseczki potrafi usunąć niewielkie zmiany trądzikowe już po jednym użyciu! Jestem nią naprawdę zachwycona, przy czym stosuję ją głównie na strefę T i punktowo na zmiany skórne, ponieważ zauważyłam, że ma również działanie wysuszające. 

5. Mydło z Aleppo - w 100% naturalne, pomaga w walce z trądzikiem, oczyszcza ( im większe problemy skórne, tym większy procent zawartości oleju laurowego powinno zawierać, ja stosuję mydło 20 %), opóźnia procesy starzenia, jest bardzo wydajne, na pewno zakupię kolejne. Oczywiście mydło można stosować do mycia całego ciała, ja zdecydowałam, że będę je używać wyłącznie do pielęgnacji twarzy.

6. Mydła z mydlarni u Franciszka - pachnące, cudownie nawilżające, sprawiają, że każda kąpiel jest podwójnie przyjemna. Aktualnie używam mydełek: greckiego i ananasowego. Najbardziej polecam kupować mydełka bez "dodatków", czyli różnych nasionek, gąbek, wersji do peelingu itp, jeśli macie delikatną skórę to najlepiej pozostać przy takich "gładkich" mydełkach lub takich z płatkami kwiatów.

7. Hydrolat z drzewa herbacianego- to moje kolejne, wspaniałe kosmetyczne odkrycie. Stosuję go jako tonik i nakładam jedynie na problematyczną strefę T - jest na tyle skuteczny, że zastąpił wszystkie moje kremy na wypryski, bardzo polecam osobom, które mają problemy z trądzikiem, czy też z tłustą cerą.

8. Olejek konopny- czyli idealne dopełnienie hydrolatu z drzewa herbacianego. Delikatnie łagodzi zaczerwienienia i swędzące, podrażnione miejsca, skóra staje się bardziej gładka. Wystarczy jedna kropelka olejku rano i wieczorem, co sprawia, że jest bardzo wydajny. Ma też przydatne zastosowanie - łagodzi pogryzienia komarów.

9. Olejek z nasion marchwi od Asoa - po prostu cudo - idealny na wakacje - posiada wysoki filtr, a więc dobrze chroni skórę przed promieniowaniem UV. Ja wypracowałam swoją własną olejkową recepturę, którą opiszę poniżej (olejek marchewkowy najlepiej stosować w połączeniu z innymi olejkami - sam może działać zbyt mocno i sprawić, że nasza skóra stanie się zbyt pomarańczowa).

10. Krem Orange Energy - spotkałam się z wieloma opiniami, że jest dobry, ale cudów nie robi. Dla mnie jest to wciąż numer 1 i mam nawet takie uczucie, że skóra wprost potrzebuje tego kremu - po nałożeniu jest odżywiona, występuje uczucie przyjemnego "schłodzenia", koloryt skóry wyrównuje się, dodatkowo zapach jest niesamowicie przyjemny i sam w sobie daje uczucie przyjemnego orzeźwienia. Krem stosuję rano i wieczorem, wprost nie mogę się bez niego obejść. 


Lipcowa pielęgnacja


Lipiec jest dla mnie miesiącem pełnym nowych odkryć kosmetycznych i eksperymentów. Między innymi odkryłam takie wspaniałe kosmetyczne propozycje jak:
  • maseczka z papieru ryżowego (w papierze wycinamy otworki na oczy, nos i usta, papier namaczamy na chwilę w wodzie i nakładamy na twarz, możemy na taką maskę zaaplikować sobie ulubiony olejek do twarzy, glinkę, wywar - cokolwiek lubicie, można również zastosować sam papier ryżowy, który ma działanie oczyszczająco - nawilżające. Maseczka jest niesamowicie tania, super wygodna w użyciu i działaniu),

  • tonik do twarzy z solą himalajską (po powrocie znad morza cieszyłam się pięknym stanem mojej cery i doszłam do wniosku, że ciekawie byłoby wypróbować działanie słonej wody na dłuższą metę - tak własnie powstał tonik z solą himalajską, który aplikuję na zmiany skórne - bardzo polecam, ponieważ u mnie efekty widoczne są bardzo szybko - krostki znikają, swędzące miejsca nie są tak uciążliwe, małe ranki goją się szybciej - warto wypróbować (można zastosować również sól morską),

  • sól himalajska jako peeling do stóp i rąk oraz jako sól do kąpieli - może to prozaiczne, ale zwykle używamy wszystkich pięknie pachnących i śliczne wyglądających soli do kąpieli, a taką najlepszą, o wspaniałym działaniu pomijamy. Przetestowałam na sobie i sól himalajska(czy też epsom lub morska), bez dodatków lub z kilkoma kroplami ulubionych olejków eterycznych działa najlepiej (u mnie prawie całkowicie zniknęły objawy AZS). Dodatkowo wpływa korzystnie na bóle stawów i łagodzi ukąszenia owadów,

  • miód jako naturalna pomadka ochronna + peeling do ust miodowo - cukrowy (świetny na suche skórki),

  • olejek do opalania - po zakupie olejku marchwiowego wpadłam na pomysł stworzenia idealnego olejku do opalania - połączyłam ze sobą olej kokosowy, marchewkowy i malinowy, aby uzyskać idealną kompozycję. Powiem Wam, że naprawdę działa (ładna opalenizna, brak oparzeń słonecznych, skóra gładka i promienna) i dodatkowo nadaje skórze ładnego kolorytu (dzięki właściwościom olejku z marchwi) - must have na wakacyjne wypady.

Kosmetyczne rytuały 

Dodatkowo od początku lipca staram się używać jak najmniejszej ilości kosmetyków, a więc moja codzienna pielęgnacja prezentuje się tak:


Rano:

  1. Przemywam twarz mydłem z Aleppo, okolice oczu hydrolatem różanym, strefę T przemywam jeszcze raz tonikiem z drzewa herbacianego.
  2. Ewentualne zmiany skórne przemywam tonikiem z solą himalajską i smaruję olejkiem konopnym.
  3. Pod oczy nakładam krem z ogórkiem z Make me bio
  4. Twarz smaruję kremem Orange Energy z Make me bio.
{ I tyle! Jestem z siebie dumna, że dzięki naturalnej pielęgnacji udaje mi się doprowadzić skórę do stanu, kiedy mogę pozwolić sobie na wyjście z domu bez makijażu. Jeszcze dokładnie rok temu w mojej łazience było tyle kosmetyków, że ciężko było je tam w ogóle pomieścić i nie powiem, żeby moja cera wyglądała wtedy lepiej. Cieszę się, że pozbyłam się tego balastu, zdobyłam więcej wolnej przestrzeni na pułkach, wyrzuciłam nieprzyjazne dla skóry kosmetyki i zapoznałam się z naturalną pielęgnacją.}

Wieczorem:

Powtarzam wszystkie punkty z porannej pielęgnacji. Co kilka dni robię maseczkę z glinki Rhassoul, maseczkę z papieru ryżowego, delikatny peeling lub używam pudru myjącego z make me bio (oczywiście nie używam wszystkiego naraz). Dodatkowo codziennie szczotkuję całe ciało szczotką z Rossmana, co kilka dni stosuję peeling połączony z masażem rękawicą kessa, a codziennie na noc smaruję ciało balsamem z mydlarni u Franciszka.


Jestem bardzo zadowolona, a wiecie dlaczego? Bo dopiero teraz, po kilku dobrych miesiącach od przejścia na naturalną pielęgnację dostrzegam, że skóra zaczyna działać samodzielnie i całkowicie przyzwyczaiła się do takiej pielęgnacji. Jeśli ktoś z Was zastanawiałby się, czy naprawdę warto wydać może troszkę więcej pieniędzy na jeden naturalny kosmetyk lub czy warto czekać na efekty, choć może z początku ich nie widać, to zdecydowanie mówię - tak! Wasza skóra z pewnością się Wam odwdzięczy :).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz