wtorek, 19 kwietnia 2022

Co blokuje nas przed życiem w pełni?

 

    Korzystanie z życia w pełni, codzienne cieszenie się własną, autentyczną, spójną z nami rzeczywistością... Brzmi świetnie, prawda?

Dla mnie taka wizja życia w pełni jest czymś co zachwyca i budzi ciepło w sercu. Ale nie zawsze tak jest i nie zawsze było. 

Prawda jest taka, że większą część życia spędziłam będąc z dala od samej siebie i w ogóle z niego nie korzystając. Przez swoją codzienność przelatywałam na "automacie". Mimo, że czasem czułam, że czegoś chcę, coś wciąż blokowało mnie przed postawieniem pierwszego kroku w danym kierunku, w kierunku swoich marzeń i bycia sobą.

W głowie słyszałam ten świdrujący, brzmiący jak zdarta płyta głos:

- A.. To za trudne.

- Nie, nie dasz rady, nie umiesz, nie nadajesz się.

- To tylko dla wybranych.

W myślach roiło się od tych kłębiących się przesłań i przekonań, próbujących odwieść mnie od jakiegokolwiek działania, od życia w pełni, autentyczności, po swojemu. I teraz również się z tym zmagam, mimo, że od paru dobrych lat uczę się otwierać na życie w swojej pełni, po swojemu.


Lęki, fobie, strach...


    To, co skutecznie blokuje nas przed działaniem, to najczęściej żyjące w głębi naszego umysłu lęki. Lęki "przejęte" po naszych przodkach, wyuczone w dzieciństwie, nabyte w trakcie trudnych życiowych doświadczeń.

Nasze strachy mają ważną właściwość - często powstawały w naszym życiu po to, by nas przed czymś obronić. Miały stanowić swoistą tarczę ochronną. Czasem jednak data ich przydatności uległa przedawnieniu. Coś, co służyło nam w dzieciństwie lub miało sens istnienia w codzienności naszych pradziadków - teraz może być dla nas raczej utrudnieniem, kulą u nogi, którą ciągniemy za sobą przez życie nawet się nie zastanawiając nad tym, czy można się jej pozbyć.

Lęki, które najczęściej zaprzątają moje myśli to np. lęk przed odrzuceniem, lęk przed tym, że okażę się, że nic nie potrafię, przed byciem wyśmianą, przed byciem ocenioną...

Te strachy blokowały dużą część moich działań przez spory czas życia.

Każdy z nas obawia się czego innego, jednak te lęki często dają podobny rezultat - blokują nas przed autentycznością, sięganiem po to, czego wewnętrznie pragniemy.

Ale czy zawsze już musi tak być? Czy już zawsze musimy dawać za wygraną i nie pozwalać sobie na życie ze strachu? Czy ten lęk jest naprawdę adekwatny do danej sytuacji? Co najgorszego może się stać?

Ucząc się życia ze swoim lękiem, obserwuję, że mogę nawiązać z nim pewnego rodzaju więź. Mogę obserwować co chce mi przekazać, prowadzić z nim dialog, uzgodnić plan działania (że mimo wszystko, mimo strachu, zrobię coś, czego bardzo chcę, ale gdy sytuacja zacznie być zbyt ciężka, naprawdę zagrażająca dla mnie - wycofam się) - nie wypierać tego lęku, ale i nie pozwalać mu na to, by przejmował całkowitą kontrolę. Szukać balansu. Akceptować, obejmować umysłem, czuć, odpuszczać, rozumieć i działać.


Schematy, których się trzymamy


    Schematy działania, postrzegania - są z nami (choć czasem nie zdajemy sobie z tego nawet sprawy), potrafią zręcznie kierować naszym życiem i decyzjami, a przy okazji blokować nas przed wykraczaniem poza nie, poza to, co znane.

I choć czasem to, co znane jest bardzo bolesne, niewygodne - to my nadal w tym jesteśmy. Wybieramy (świadomie lub nieświadomie), by w tym pozostać, czasem nawet całe lata. Bo doskonale wyuczony, utrwalony w naszym umyśle schemat powstrzymuje nas przed zadziałaniem inaczej. Bo to w pewien sposób łatwiejsze - nic nie zmieniać i pozostawać w swoim własnym "bajorku". Może nie jest miłe, ale przynajmniej wiemy, jak w nim jest.

Kręcimy się w kółko, z powrotem wchodząc w to samo - znów oskarżamy sami siebie, ponownie tkwimy toksycznej relacji, chcemy robić wszystko perfekcyjnie, unikamy konfrontacji, wchodzimy w syndrom ofiary itd. itd. I mimo, że już może potrafimy "złapać" się na wchodzeniu w dany schemat, to wciąż zagłębienie się w jego pochodzenie, w to skąd wziął się w naszym życiu, co nam tak naprawdę daje, jest dla nas zbyt bolesne. Więc nadal w tym tkwimy.

A może przychodzi i taki moment, gdy wiedząc już dosłownie wszystko o naszych schematach, staramy się "wyrzucić" je z naszego życia. Bacznie przyglądamy się sobie, kontrolujemy każde własne działanie... Chcemy być idealni, nie wchodzić już w jakiekolwiek schematy. I wtedy wpadamy w pułapkę, bo właśnie stworzyliśmy sobie nowy schemat - dążenia do perfekcjonizmu.😄

I po raz kolejny - odpuszczanie gra tu kluczową rolę. Odpuszczanie sobie konieczności trzymania się danego schematu przez resztę życia, ale i odpuszczanie sobie spinania się o to, by już nigdy w żaden schemat nie wejść. Akceptowanie faktu, że być może już do końca życia pewne schematy będą do nas czasami powracać (mimo, że będziemy je mieli "przepracowane"😉), że nigdy nie będziemy "człowiekiem idealnym" (który nie musi się już mierzyć sam ze sobą), to również ważny etap nauki życia w pełni.


"Perfekcyjne życie" w pełni


    Życie pełnią życia może kojarzyć nam się często z takim perfekcyjnym funkcjonowaniem - z momentem, gdy wszystko mamy w życiu ogarnięte, wszystko już jest poukładane, żyjemy w pełni szczęścia - jest w nas tylko sama radość i tęczowe jednorożce🦄. W związku z tym wyobrażeniem, możemy odkładać decyzję o życiu w pełni, na później, na ten czas, gdy już "wszystko będzie idealnie".

I tak naprawdę sami się blokujemy, bo... Taki moment, gdy my sami i nasze życie będzie w 100% perfekcyjne raczej nie nadejdzie. Codzienność zawsze stawia nam różne wyzwania, trudności i tak już będzie, takie jest życie. Odkładanie życia w pełni do czasu "idealnego życia", może więc sprawić, że nigdy nawet nie zaczniemy.

A więc kiedy jest ten dobry moment, by zacząć żyć pełnią życia? Chyba Cię nie zaskoczę, przypominając o tym, że ten moment jest zawsze dla Ciebie dostępny. I to może być już ta chwila, już dzisiaj. Życie w pełni nie oznacza, że musimy mieć wszystko już "poukładane", być idealni. Oznacza raczej, że chcemy korzystać z naszego życia całym sobą, że chcemy w sobie obejmować wszystko co jest - i te trudne i wspaniałe momenty, emocje, cechy, etapy. Chcemy codziennie stawiać się do życia - czyli być w nim obecnym, być dobrym dla siebie, słuchać swojego wewnętrznego głosu i za nim podążać. Uczyć cieszyć się życiem, mimo wszystko - mimo tych wszystkich trudnych fragmentów, które w sobie zawiera, mimo tego, że jeszcze niejednokrotnie zboczymy ze swojej drogi.


Recepta na odzyskiwanie pełni?


    Wiemy już co blokuje nas przed życiem pełnią życia i to duża część sukcesu - sama świadomość już wiele nam daje💖. Pytanie jednak - czy istnieje jakiś jeden sprawdzony przepis na odblokowanie się do tego "pełnego życia"? Nie sądzę. Myślę, że takich sposobów może być całe mnóstwo - tyle ilu ludzi, ile umysłów i wyobraźni.

Wiem jednak, co działa na mnie😊.

🤍Bycie w tu i teraz.

🤍Robienie codziennie tego, co kocham.

🤍Nauka działania, stawiania pierwszych kroków, mimo towarzyszącego lęku. Tworzenie relacji i dialogu z moim wewnętrznym lękiem, auto-sabotażystą.

🤍Rozpuszczanie strachów i fobii (z pomocą terapeutki).

🤍Powracanie do uważnego oddechu.

🤍Odpuszczanie sobie perfekcjonizmu oraz wchodzenia w rolę ofiary.

🤍Uczenie się kochania, akceptowania siebie taką, jaką jestem.

🤍Odpuszczanie sobie, odpuszczanie innym, odpuszczanie życia wg społecznych powinności.

🤍Uświadamianie sobie na co mam wpływ (moje decyzje, moje podejście) i na co nie (cała reszta zewnętrznych okoliczności),

🤍Uznanie, że już dzisiaj, już teraz, jestem wystarczająco dobra.

🤍Przyjmowanie siebie w całości - bez wykluczania niektórych niewygodnych aspektów, bo wszystko ma prawo istnieć - i trudne emocje i trudne cechy charakteru itd.

🤍Uznawanie, że każde miejsce, każdy etap życia, w którym się znajduję, jest ok. Wszystko ma prawo być, wszystkie emocje, przeżycia, doświadczenia - zawsze czegoś mnie uczą.


Chcąc życia w pełni uczę się przyjmować wszystko co w tym życiu jest. W końcu nie byłoby to pełnią, gdybym chciała przyjąć tylko jakiś (wygodny dla mnie) fragment.


🌻A jak Ty otwierasz się na życie w pełni?🌻


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz