Ostatnio bardzo często słyszę pytania - Dlaczego oddałaś tyle rzeczy? Skąd taka decyzja? Jak udało ci się to zrobić?
A więc dzisiaj z radością odpowiem tutaj na te pytania i podzielę się z Wami moimi przemyśleniami na temat minimalizmu w moim życiu, mając jednocześnie nadzieję, że chociaż troszkę zaciekawię bądź zainspiruję Was tym tematem.
Czym jest dla mnie minimalizm?
Mniej więcej rok temu nie miałam pojęcia o minimalizmie (oprócz tego estetycznego, który bardzo mnie pociągał, ze względu na moje upodobanie do białego koloru). Podobała mi się jednak prostota i estetyka minimalistycznych wnętrz, od zawsze coś ciągnęło mnie w tamtą stronę. Stopniowo, miesiąc po miesiącu budowałam swoją wiedzę o minimalizmie i tak dotarłam do teraz, czyli do czasu, kiedy znalazłam odpowiedzi na postawione powyżej pytanie.
Minimalizm stał się dla mnie w pewnym sensie sposobem spostrzegania rzeczywistości, ponieważ dzięki niemu zobaczyłam siebie i moje prawdziwe potrzeby w pełnym świetle. Zrozumiałam, że posiadane przeze mnie rzeczy powinny być praktyczne (po to są, aby ich używać, aby spełniać swoją funkcję), że najważniejsze to bogacić się wewnętrznie, przeżywać coś nowego, poznawać nowe miejsca i ludzi (zamiast gromadzić mnóstwo niepotrzebnych rzeczy). Zaczęłam znajdywać więcej czasu na to, aby zatrzymać się, pomyśleć o sobie, o tym czego w danym momencie potrzebuję. Tak więc zwykła chęć uporządkowania szafy, doprowadziła do stopniowego porządkowania mojego życia.
...jak to się zaczęło?
Pewnego popołudnia otworzyłam moją szafę, w celu znalezienia zestawu ubrań na kolejny dzień. Usiadłam przed nią i załamałam się, bo zobaczyłam jak wiele jest tu rzeczy, których ani razu nie ubierałam - leżą i zajmują miejsce, przez co nie mogę dostrzec tych, które mogłabym ubrać. Zaczęłam się zastanawiać nad prawdziwą ilością moich ciuchów umieszczonych w każdej przestrzeni domu i poczułam niepokój. Poczułam, że ta zagracona przestrzeń cały czas się powiększa, ponieważ codziennie przynoszę do niej kolejne przedmioty. Wtedy to postanowiłam rozpocząć dokładne sprzątanie i przeglądnięcie mojego dobytku. Od tamtego czasu minęło już jakieś 12 miesięcy, a ja wciąż pozbywam się rzeczy i jest to wbrew pozorom proces ogromnie czasochłonny, pochłaniający duże pokłady energii, ale zdecydowanie warty zachodu.
Przez ten czas starałam się równocześnie zarazić ideą minimalizmu jak najwięcej osób, ponieważ zauważyłam bardzo pozytywne zmiany u samej siebie. W sumie z początku nie musiałam za wiele mówić, ponieważ znajomi sami zauważali ogromną różnicę widoczną w moim zachowaniu. Po pierwsze przestałam nałogowo odwiedzać galerie handlowe (wcześniej potrafiłam być tam codziennie, buszowanie po sklepach wydawało mi się idealnym, relaksującym i nieszkodliwym hobby), po drugie przestałam myśleć o przedmiotach jako o czymś co jest w stanie zapewnić długoterminowe szczęście, zaczęłam skupiać się na sobie i prawdziwej radości na co dzień.
Co minimalizm wniósł do mojego życia?
Przede wszystkim więcej radości na co dzień, nauczył mnie dostrzegać więcej piękna w prostocie, w innych ludziach i naturze. Stałam się osobą bardziej "poukładaną", mam tu na myśli fakt, iż przez dużą część mojego życia lubiłam pracować w chaosie, wydawało mi się, że mi to nie przeszkadza, jednak zdałam sobie sprawę, że właśnie to mnie rozprasza. Nauczyłam się, że dobrze, kiedy przedmioty mają swoje miejsce, bo szukanie ich zajmuje dużo mniej czasu. Przede wszystkim zyskałam więcej czasu, mniej niepotrzebnie wydanych pieniędzy i zrównoważone podejście do kupowania nowych rzeczy. Nawet nie wiecie z jaką łatwością teraz mogę robić zakupy! Wchodząc do sklepu idę z konkretnym celem, nie rozpraszam się niepotrzebnymi mi rzeczami (np. jeśli mam kupić torebkę, to wcześniej zastanawiam się jaka ona ma dokładnie być, po co ma mi służyć itd, opisuję ją sobie i kupuję właśnie taką). Często dobrą opcją są zakupy przez internet, gdzie bardzo łatwo możemy znaleźć konkretny przedmiot, który nas interesuje.
Minimalizm i przemyślenia o życiu
Wkrótce po rozpoczęciu porządków w mojej szafie zaczęłam się zastanawiać skąd się u mnie wzięło takie zamiłowanie do zakupów i ciągła potrzeba otaczania się ślicznymi przedmiotami. To niesamowite, jak bardzo dostrzeżenie sedna problemu zmieniło moje podejście do wielu spraw. Dostrzegłam jak mocno konsumpcjonizm zakorzeniony jest w naszej kulturze i jak łatwo przyporządkowujemy się tym schematom np. myśląc, że skoro coś jest nowe i piękne, to koniecznie musimy to mieć. Na co dzień nie dostrzegamy, że tak właśnie działa handel i automatyczne idziemy za tym co media podają nam na talerzu. Nie widzimy tego, że stopniowo zagracamy swoją przestrzeń nieprzydatnymi rzeczami, które po kilku tygodniach używania stają się dla nas "zwyczajne". Nie dostrzegamy tego, że w przeciwieństwie do słów płynących z reklam, przedmioty nie zapewnią nam szczęścia i poczucia bezpieczeństwa. Przestajemy cenić i zwracać uwagę na to, co w rzeczywistości jest najważniejsze - czyli nie to ile rzeczy posiadamy, ale to jakimi jesteśmy ludźmi, jakie relacje tworzymy z innymi, jakie wartości są dla nas ważne, czy doceniamy piękno, które jest wokół nas, czy robimy to, co ma dla nas prawdziwą wartość i sprawia nam radość. Wydaje się to dość nierealne, że dzięki zwykłemu pozbyciu się niepotrzebnych rzeczy, można zmodyfikować swój światopogląd, ale uwierzcie, że tak to właśnie działa. To znaczy, nie jest tak, że działa samo, chodzi tu o to, że działacie Wy.
Myśląc o celu jaki przyświeca Wam przy tym "oczyszczaniu" swojego domu, stopniowo zmieniacie też siebie. Myślicie o przedmiotach w sposób, w jaki dotychczas ich nie postrzegaliście - rzeczy stają się dla Was praktyczną pomocą, czujecie, że im mniej rzeczy, tym lepiej Wam z tym. To niesamowite uczucie, kiedy odkrywasz, że nie, nie musisz mieć każdej najnowszej rzeczy, którą właśnie zobaczysz w internecie - na świecie jest miliony pięknych rzeczy, nigdy nie będę mieć ich wszystkich, mimo tego, że je bardzo lubię, nie muszę ich mieć (i czuć żalu z tego powodu). Poświęcam pięknym rzeczom uwagę, mogę je obejrzeć, zrobić im zdjęcie i dobrze mi z tym, że nie muszę mieć ich wszystkich, bo ciężko byłoby mi z takim nadmiarem.
Rzeczy powinny wspomagać nas w codzienności, a nie być dla nas ciężarem. Im mniej rzeczy, tym mniej obowiązków (mniej sprzątania, odpowiedzialności za nie). Mniej rzeczy to więcej czasu na cokolwiek co lubisz robić. Mniej rzeczy to więcej pieniędzy do wydania na coś, co przyniesie Ci dużo większą satysfakcję niż rzecz, o której po tygodniu praktycznie zapomnisz. To więcej pieniędzy na spełnianie marzeń i życie z ludźmi, którzy wnoszą do Twojego życia dużo więcej niż kilka przedmiotów, wnoszą prawdziwe relacje.
O czym warto pamiętać?
Jedną z ważniejszych spraw, o jakich powinno się pamiętać, jeśli chce się zostać minimalistą, jest fakt, że każdy jest inny. Nie można porównywać się do innych np. myśląc, że jest się gorszym, bo ktoś potrafił pozbyć się większej ilości rzeczy niż my. Każdy minimalista jest inny i nie każdy musi być pedantem z zamiłowania, nie każdy lubi biały kolor itd, ale każdy traktuje minimalizm na swój własny sposób, dzięki niemu dąży do wyznaczonych sobie celów, zmieniając swoje otoczenie w taki sposób, aby mu w tym nie przeszkadzało. Pamiętajmy więc, że nie nam oceniać jak bardzo dany minimalista jest "minimalistyczny", ważne, że dla niego to działa i czuje się z tym dobrze.
Wraz z minimalizmem zwróciłam się również w kierunku znanego już większości slow life i myślę, że "wypróbowując" minimalizm, warto zwrócić się też ku "wolnemu życiu". Jest to moim zdaniem takie integralne połączenie, slow life było mi bliskie od bardzo, bardzo dawna, tylko nie znałam jego prawdziwej nazwy. Z natury jestem osobą dość powolną, a życie wolniej jest moim drugim obliczem. Slow life różni się od minimalizmu tym, że jest codziennością, to znaczy jest stylem bycia, a minimalizm jest bardziej sposobem na dążenie do takiego stylu bycia, jaki lubię. Myślę, że wypróbowanie slow life w Twojej codzienności będzie bardzo przyjemnym doświadczeniem (możesz to zrobić np. inspirując się lekkim wyzwaniem, które pojawiło się na blogu kilka miesięcy temu), w czasach, kiedy każdy najczęściej narzeka się właśnie na brak czasu, wypróbowanie innego podejścia do życia może okazać się pewnego rodzaju olśnieniem.
Chciałabym jeszcze wspomnieć o tym ile radości potrafi dawać oddawanie swoich nieużywanych przedmiotów. Czujemy wtedy, że wciąż są potrzebne, że żyją swoim drugim życiem, ktoś, kto ich naprawdę potrzebował się nimi cieszy. Jest to też sposób na prostsze pozbycie się przedmiotów, ponieważ ciężej jest coś wyrzucić (wiedząc ile poświęciliśmy czasu na zdobycie danej rzeczy) niż oddać czy sprzedać. W tak prosty sposób - oddając rzeczy znajomym, czy też osobom w potrzebie - możemy wnieść w życie swoje i życie drugiej osoby sporo szczęścia.
Czego się pozbyłam?
Pozbyłam się wszystkich rzeczy, które były dla mnie nieprzydatne, niezdatne do kolejnego użycia, zagracające przestrzeń. Były to m.in.:
- magazyny
- nieczytane książki
- ubrania, buty i akcesoria (te zniszczone, nienoszone i te nielubiane)
- kosmetyki (tutaj również zaszła przemiana z używania kosmetyków drogeryjnych do naturalnych)
- niepotrzebne domowe dekoracje
- miliony wszelakich pudełeczek, wstążeczek jednym słowem wszystkich "pierdołek"
- nieprzydatne rzeczy sentymentalne
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz